Troszkę historii - hand made.

       Przedstawiam Państwu krótką relacje z moich robótek ręcznych, bynajmniej nie są to arcydzieła, ale ręcznie robione z materiałów w różny sposób pozyskanych. Temat prac z różnego rodzaju. Muszę się przyznać, że nigdy nie umiałam trzymać się jednego rodzaju robótek, jakoś mnie one nudzą, bo kiedy miałabym wykonać 20 lalek identycznych, czyli jakby serię to by chyba mnie szlak trafił. Sorki.
      Dlaczego wracam do mojej przeszłości i chciałabym się niektórymi fragmentami z mojego życia i mojej twórczości z Wami podzielić? 
To proste. 
     Chciałabym, abyście mnie lepiej poznali, zainteresowali się moimi nie tylko pracami, moją metamorfozą w dziedzinie życia, ale również zechcieli uczestniczyć w moim życiu na stronach internetu jak i może w przyszłości w realu jako potencjalni dobrzy klienci i towarzysze duchowi, którzy wpiszą się emocjonalnie w karty mojego życia. 
      Myślę, że taka relacja byłaby wzajemną, ponieważ bardzo to inspirujące poznawać się nawzajem nie oczekując jednostronnych korzyści.
       Moją pierwszą pracą jaką wykonałam mając ok 9 lat, to był kostium jednoczęściowy dla mojej jedynej lalki. Pamiętam przyszyłam zamiast guziczków malutkie pomponiki, oczywiście ostatni najniżej położony miała lalka - wiadomo gdzie, poniżej jej  brzuszka. 
       Moja druga matka miała wielki ubaw z tego jednego pomponika, a ja nie wiedziałam dlaczego i czy to aż takie śmieszne. Jej zawdzięczam to, że pokazała mi jak robić mereszki na płótnie, jak wyszywać haft krzyżykowy i jak wycinać i upleść z plastikowych butelek wazoniki, doniczki i koszyczki. 
W tamtych czasach kolorowa butelka po płynie do naczyń miała taką wartość, recyklingową. Pokazała mi też jak robić na szydełku.
        Ach, pamiętam moje pierwsze berety. Jak ja je nosiłam z przyjemnością i z dumą. Zawsze na prawo przychylony lekko na głowie :) Nie pamiętam, żeby moje koleżanki chodziły w beretach do szkoły :) 
      W wieku dziesięciu lat umiałam robić na drutach długie szaliki, bo oczka prawe i lewe zdążyła mnie jeszcze nauczyć moja rodzona mama. 
      A w zimę uszyłam sobie rękawiczki ze starego płaszczyka. 
Wiecie, że będąc nastolatką uszyłam sobie mój pierwszy toczek z zimowego jakiegoś płaszcza i nosiłam go. Byłam ,,dziwadłem w moim otoczeniu wiejskim'' na tamte czasy ;)
      Latem zdobyłam za moje ciężko zapracowane pieniądze przy gracowaniu warzyw materiał i uszyłam sobie trzy sukienki. Każda inna, ale miały wspólny akcent: falbanki, bo uwielbiam je do dziś. Do tych falbanek to buty na obcasie musiały być i to nic, że bąble na stopach po 12 godzinach chodzenia były 😊  
     W tamtym okresie szyłam moim koleżankom spódniczki z kieszeniami takimi odszytymi na wierzchu, szyłam małe ubranka  z dużych ubrań dla dzieci.
       Mojej drugiej matce uszyłam sukienkę, nawet ładnie w niej wyglądała, mojemu zaś ojcu uszyłam spodnie bardzo ciepłe, wiecie z czego? Z kolejowego dużego płaszcza. To był bardzo dobry gatunek materiału, były ciepłe te spodnie ;) Chociaż były zszywane w połowie nogawek, to nikt tym się za dużo nie przejmował, bo bieda była i było bardzo zimno i samochodu nie było, a do pociągu czy autobusu dwa kilometry. Ach dużo by opowiadać. 
     Na zakończenie, bo może już przynudzam, wspomnę jeszcze, że szyłam sukienkę dla mojej bardzo wcześnie urodzonej sąsiadki. Sukienka była przeznaczona do jej trumny. 
Tak. Potem wisiała ta sukienka w jej szafie i co roku przyglądała się jej i z pewnością czasami przymierzała, czy aby jeno z formy nie wyszła 💀 👀 , ta sąsiadka, oczywiście. 
      Pewnego dnia otrzymałam w prezencie od starszej pani materiał przywieziony z Londynu. Był piękny, bdb jakości i pamiętam miał czarne i zgniłozielonego koloru paski. Pani mieszkała w mieście ze swoim mężem w bloku, a ja u niej troszkę wynajmowałam pokój w zamian za pomoc państwu w prowadzeniu gospodarstwa domowego. Pani była schorowana, a pan miał protezy na obie nogi. Bardzo fajni oboje, niestety nasze kontakty nie trwały długo. Szkoda, byli wspaniałym kochającym sie małżeństwem, którzy wychowali dziewięcioro dzieci. Szacuneczek. 
       Wracając do materiału, postanowiłam uszyć sobie z niego spodnie, ale nie chciałam mieć ich w kanty, więc aby je troszkę ożywić wszyłam piękne fioletowe lamówki. To dopiero się działo, gdy moi znajomi, szczególnie ci ze wsi (czasami gwożdziami okna pozabijane mogli mieć) ujrzeli mnie w tych spodniach w pociągu. Dużo śmiechu, pytań, docinek itp. Intryga na całego, tylko przez dwa paseczki wszyte w spodniach po zewnętrznej stronie, lampasy. Ale cóż, to były moje czasy ze szkoły zawodowej krawiectwa. 
         Lalki na szydełku i jedna szyta to też moje robótki, także moje toczki ozdobne oraz inne rzeczy. 
Nie wiem czy Wam napisałam, że bedąc nastolatką uszyłam sobie mój pierwszy toczek na głowę i to taki zimowy? Był solidnie zrobiony, na podszewce, a materiał wykombinowałam z jakiegoś płaszczyka, chyba gdzieś już o tym wspominałam. Oj, demencja mnie dopada. 
      Nawiązanie tematu.   https://ewaspadlazdrzewa.blogspot.com/2018/05/moje-robotki-na-drutach-hand-made.html  
To jeszcze jeden 

temat:https://ewaspadlazdrzewa.blogspot.com/2018/06/jeansowe-torebki-torby-i-plecaki.html
 oraz Youtube:
https://www.youtube.com/watch?v=exxFKOgn8gY&list=PL-01gPh7wLXmw2yB1F1if6r1AjIurXQIE

             A teraz fotki.  






























Komentarze

Popularne posty