Ten błysk w oku.
Widziałam niejednokrotnie radość w oczach z doznanego szczęścia na twarzach różnych ludzi. Uchwycony ten błysk w oku, czystość, a zarazem niewinność, jak i żar wdzięczności i zachwytu na długo pozostaje w mej pamięci.
Ostatnim takim widokiem pocieszyłam się dziś chwilowo, kiedy podawałam komuś kawałek jeszcze gorącej drożdżówki na talerzu. Przyjemny widok.
Natomiast z wcześniejszych takich uchwyconych przelotnych chwil miałam przyjemność obserwować dziecko, które otrzymało wymarzoną lalkę i wtedy pojawiła się na jego małej twarzyczce wielka radość i to umiłowanie i wdzięczność dla darczyńcy.
Tak, to tak było kiedyś, bo dziś, dzieci mają wiele tych lalek i ich marzenia idą z duchem czasu w/g reklam w tv.
Jeśli sama postawię się na miejsce tego dziecka, to przypomina mi się taka sytuacja sprzed kilkudziestu lat, kiedy to ja również dostałam lalkę, szmaciankę uszytą przez moją mamę.
- Ależ jaka ja byłam szczęśliwa i wdzięczna temu Mikołajowi, co ją mi dał i w dodatku nie chciałam pozbyć się tej starej lalki szmacianki, bo ją chciał Mikołaj wyrzucić. Wiadomo, Mikołaj to Mikołaj.
W szkole zawodowej nie miałam kasy by brać udział w Mikołajkach, więc wszystkich przeprosiłam i oznajmiłam, że nie przyjdę na te Mikołajki. Oni, moi koledzy z klasy i koleżanki złożyli się dla mnie na prezent i wręczyli mi go w następnym dniu na lekcji.
W tym wypadku, to nie wiem kto komu zaglądał w oczy, ale jeśli chodzi o ich, to byli szczęśliwi. Natomiast ja, nie wiem co widzieli w moich, ale z pewnością jakieś zaskoczenie, zdziwienie, radość, zawstydzone szczęście.
Nie chodzi o prezent, ale o sam fakt, że ktoś obcy potrafi bezinteresownie obdarzyc drugą osobę czymś, co nie jest materialne, co jest ulotne a zarazem godne szacunku i godności.
Dla takiego błysku w oku dla moich najbliższych mogłabym zrobić prawie wszystko :) A dla obcych ile się da.
Filantropijny gest wobec naszych barci - tych malutkich, bezbronnych i niepełnosprawnych, którzy są w potrzebie, jakże bezcenny, bo wszystkiego nie można przeliczać na pieniądze.
Ostatnim takim widokiem pocieszyłam się dziś chwilowo, kiedy podawałam komuś kawałek jeszcze gorącej drożdżówki na talerzu. Przyjemny widok.
Natomiast z wcześniejszych takich uchwyconych przelotnych chwil miałam przyjemność obserwować dziecko, które otrzymało wymarzoną lalkę i wtedy pojawiła się na jego małej twarzyczce wielka radość i to umiłowanie i wdzięczność dla darczyńcy.
Tak, to tak było kiedyś, bo dziś, dzieci mają wiele tych lalek i ich marzenia idą z duchem czasu w/g reklam w tv.
Jeśli sama postawię się na miejsce tego dziecka, to przypomina mi się taka sytuacja sprzed kilkudziestu lat, kiedy to ja również dostałam lalkę, szmaciankę uszytą przez moją mamę.
- Ależ jaka ja byłam szczęśliwa i wdzięczna temu Mikołajowi, co ją mi dał i w dodatku nie chciałam pozbyć się tej starej lalki szmacianki, bo ją chciał Mikołaj wyrzucić. Wiadomo, Mikołaj to Mikołaj.
W szkole zawodowej nie miałam kasy by brać udział w Mikołajkach, więc wszystkich przeprosiłam i oznajmiłam, że nie przyjdę na te Mikołajki. Oni, moi koledzy z klasy i koleżanki złożyli się dla mnie na prezent i wręczyli mi go w następnym dniu na lekcji.
W tym wypadku, to nie wiem kto komu zaglądał w oczy, ale jeśli chodzi o ich, to byli szczęśliwi. Natomiast ja, nie wiem co widzieli w moich, ale z pewnością jakieś zaskoczenie, zdziwienie, radość, zawstydzone szczęście.
Nie chodzi o prezent, ale o sam fakt, że ktoś obcy potrafi bezinteresownie obdarzyc drugą osobę czymś, co nie jest materialne, co jest ulotne a zarazem godne szacunku i godności.
Dla takiego błysku w oku dla moich najbliższych mogłabym zrobić prawie wszystko :) A dla obcych ile się da.
Filantropijny gest wobec naszych barci - tych malutkich, bezbronnych i niepełnosprawnych, którzy są w potrzebie, jakże bezcenny, bo wszystkiego nie można przeliczać na pieniądze.
https://www.blogger.com/blogger.g?blogID=9213611974580192949#editor/target=post;postID=7138413735395154838;onPublishedMenu=allposts;onClosedMenu=allposts;postNum=19;src=postname
Komentarze