Co jest w moim koszyczku?

         Tak naprawdę, to zawsze mam trudności z rozpoczęciem tematu, który mam poruszyć na początku każdego tekstu na moim publikowanym blogu. 
       Te moje opory zazwyczaj pojawiają się, gdy mam na myśli napisać coś na temat, który czasami doprowadza mnie do pewnej irytacji i radości, a zarazem pewnego zafrasowania wewnętrznego.
      Są to przykładowo święta. 
      Ciężki temat, prawda, a zarazem bardzo banalny, bo i cóż można pisać o czymś, co każdy ma wpisane tradycyjnie w swoje życie każdego roku? 
      Ten czas poświęcony własnej rodzinie nie jest stracony, o nie, bo najbardziej z niego korzystają dzieci. To one chłoną tę całą atmosferę świąteczną, ten kontakt ze swoimi rodzicami, ciociami, wujkami, kuzynami, dziadkami. Dla nich to cudowny czas.
      A dla nas? Troszkę ciężko, co? 
       Z tego co wiem od moich znajomych, to Święta Bożego Narodzenia są dla nich ważniejsze, bardziej rodzinne niż Święta Zmartwychwstania Pańskiego. 
       Rozumiem ich, bo również tak czuję. 
      Gdybym miała powspominać jakieś wydarzenia ze Świąt  Wielkanocnych, to nic nie przychodzi mi do głowy, nic o czym warto by wspomnieć.
      Ale, 
      jest coś o czym można by opowiedzieć, to piękne wiosenne słońce, na stole bukiet zielonych gałązek brzozowych i ,,boże rany'' w Wielki Piątek'' ( moja mama kazała nam usiąść na ławeczce mojemu bratu i mi, i tym zielonym chrustem okładając nas po gołych nogach mówiła : boże rany, boże rany.... Oj bolało wtedy troszkę. Pamiętam jakieś jajka gotowane w zielonej trawie zboża po to, aby miały taki kolor. Spacer nad rzeką Drwęcą. To były stare czasy, odległe, z mojego  dzieciństwa. 
        Troszkę to kszywdząca opinia na tle ważności tego wydarzenia, jakim jest zmartwychwstanie naszego Pana Jezusa.            Dziś zaczyna się Wielki Tydzień, cudowny czas to jest, bo i pogoda jest piękna, słoneczna i ptaszki śpiewają, a wszystko budzi się do życia. 
       We mnie kwitnie nadzieja, taka cudowna nadzieja, że moje życie zaczyna ewoluować na lepsze, na pogodniejsze, spokojniejsze, bardziej ułożone, a może wręcz przeciwnie - bardziej ekscytujące, może troszkę ekscentryczne? ( owszem, są i problemy również, ale któż ich nie ma?)
       Wszak w te święta jestem w pracy, gdzie opiekuję sie starszą osobą w Niemczech, to ten czas mam wypełniony po brzegi, bo oprócz czynności, które należą do moich obowiązków mam jeszcze wolne parę godzin. 
       W tym właśnie czasie, uważam, że najwięcej się dla mnie dzieje. 
       Z pewnością słyszeliście taki termin pt: rozwój duchowy. Robię to całe moje życie, ale teraz nadszedł czas przyspieszenia, wyciszenia i poznawania czegoś nowego.
       Napiszę w nowym oddzielnym temacie o tym jak mi ta samoedukacja ukazuje pewne rzeczy, które gdzieś tam głęboko w sercu czułam, ale nie umiałam tego zidentyfikować i  wydobyć, poznać i wdrożyć w swoje życie.   
       Kto wie...?         Wiadomo nic nie robi się samo, trzeba działać, ruszać się, myśleć i ogarniać ten swój haos życiowy.
      Tak więc, co mam w tym koszyczku wielkanocnym? 
       A no, troszkę się nazbierało tego:  
   -  mój blog (ten, którego teraz czytacie) z ponad 3650 wejściami internautów,
  -  mój kanał na youtube z prawie 20 subskrybentami i prawie 7 tysięcy wyświetleń: https://www.youtube.com/channel/UCzq7reY5IpCXekd3cKN99wQ?view_as=subscriber  
  - mój profil na Facebooku prywatny jak i z profilem mojego sklepu:  EwArt - Krawiectwo kreatywne i rękodzieło   
  - dołożę jeszcze moje wyjazdy na saksy w celu dorobienia paru groszy, aby to wszystko mogło jakoś funkcjonować. 
 - jest jeszcze moja kochana rodzina, która musi te moje fanaberie znosić. Rodzina, która jest moją solą życia, która mnie bardzo wspiera i za to jej bardzo dziękuję.
   - i ,,pokrop mnie Panie hyzopem, a stanę się czysty...   



    

Komentarze

Popularne posty