Kura domowa i złote jajo.

             Prozaiczna rzecz, prace domowe wykonywane codziennie przez masę kobiet i coraz częściej mężczyzn, które stanowią niezbędny element naszego życia codziennego, a które tak naprawdę są mało zauważalne i pobłażliwie traktowane, a nawet zwane szyderczo ,,praca kury domowej'', czyli nic nie robienie...(ktoś przed laty mnie zapytał, czy pójdę do pracy, czy będę siedzieć w domu jak kura domowa. - Hm, czwórka dzieci, gospodarstwo rolne... ?) 
Koniec wywodów, wszyscy to znamy.
           Naszła mnie taka refleksja w w/w temacie, że w moim domu pracuję cały dzień i nic tej pracy nie widać (przygotowywanie posiłków, pranie, sprzątanie itp), jakoś nieproduktywną się wydaje, nie przynoszącą korzyści pieniężnych.
Ot, zwykłe leniuchowanie w domu, podczas gdy inne kobiety pracują aktywnie zawodowo na zewnątrz w zakładach pracy, kolporacjach lub mają własne firmy...tzw. kobiety sukcesu, kobiety pracujące, niezależne...spełniające jakąś funkcję w  społeczeństwie, spełniające swoje marzenia.
      Przytrafiła mi się ostatnio w moim życiu zmiana i zaczęłam ,,pracować''.
 Ba ,,pracować'' szumnie nazwane, ale też wyjeżdżać w delegacje do pracy kupę km po za dom.
      O! Jestem kobietą sukcesu, już nie jestem kurą domową, hehe! ...złote jajo...
A tak naprawdę to dziedzina zawodu, który wykonuję niczym się nie różni od tego, co robiłam w własnym domu. 
,,No dobra'', jestem opiekunem medycznym osób starszych, opiekuję się taką osobą, która potrzebuje pomocy przy codziennych swoich potrzebach fizjologiczno - egzystencjonalnych. Koło się zamyka. 
        Dlaczego nie jestem tylko na etacie gosposi domowej?
Proste, bo było by to dla mnie za łatwe, puste, beznadziejne, banalne i bez głębszego sensu w życiu. Jakoś to by mnie nie kręciło.
        Zagłębiając się w ten temat, w życiu powinna być jakaś wewnętrzna harmonia bytu, tu i teraz, także samorealizacja, bo to życie takie krótkie jest i trzeba się spieszyć, ponieważ gdy nadejdzie starość i ułomność własnego ciała to wtedy - d..pa siedź tu..
       Sztuka tworzenia czegoś co ulotne jest: 
miłe słowo, uśmiech, dobry dotyk, milczenie, spojrzenie, słuchanie, trwanie przy drugim człowieku, który nie zawsze jest w stanie wyrazić, że potrzebuje właśnie tego, a jeśli ma to szczęście że przy jego łóżku czuwa opiekunka z sercem anioła, to nie wierzy - szuka potwierdzenia w jej spojrzeniu, zagląda głęboko w oczy. Doświadczyłam tego, nie raz, dwa w swoim życiu. 
         Powiesz, nie ma ludzi niezastąpionych. 
Nieprawda, bo nikt nie zastąpi Ci miłości Twojej matki, nikt nie zastąpi Ci Twojego dziecka, które nagle umarło. 
Nikt tak nie przytuli, nie spojrzy Ci w oczy jak Twoja jedyna miłość, nawet jeśli byłaby po niej następna...
          Gdzieś, tam w środku ,,żyją'' we mnie św. Franciszek, św. Maria Magdalena, Matka Teresa, a może i samarytanka... 
       Przyszłość? Nie znam, ale najbardziej kocham swoją rodzinę i troszkę głupio, że tak daleko czasami jest mi do nich, te rozstania, tęsknota, troska, ale cóż realia są jakie są i trzeba jakoś ratować siebie i ten świat wokół.


.

Komentarze

Popularne posty